Czy porzucenie (opuszczenie) małżonka można usprawiedliwić w sprawie o rozwód?

Ewa P. wniosła o rozwiązanie małżeństwa łączącego ją od 1980 r. z Jackiem P. przez rozwód. Pozwany wyraził zgodę na rozwód, jednakże – z winy powódki.

Sąd Wojewódzki wyrokiem z dnia 19 listopada 1996 r. orzekł o rozwiązaniu małżeństwa stron z winy powódki.

Sąd ten oparł się na następujących ustaleniach, dokonanych na podstawie przesłuchania stron, zeznań świadków, opinii biegłego neurologa i dokumentacji lekarskiej:

W pierwszym okresie po zawarciu małżeństwa pożycie stron było bezkonfliktowe, z małżeństwa urodziło się dwoje dzieci, syn Rafał (1981 r.) i córka Justyna (1986 r.).

Powódka była nauczycielką, uzyskała wyższe wykształcenie pedagogiczne, a wobec dużych wydatków związanych z poważnymi chorobami dzieci podjęła w 1991 r. działalność gospodarczą w handlu obwoźnym tekstyliami, które przywoziła z krajów Bliskiego i Dalekiego Wschodu.

Pozwany zaniechał poprzedniej pracy zawodowej i pomagał powódce w jej działalności gospodarczej, owoce której zapewniły rodzinie dobre warunki materialne.

W lutym 1992 r. pozwany uległ wypadkowi drogowemu, w którym doznał ciężkiego urazu czaszkowo-mózgowego.

Po długotrwałym leczeniu szpitalnym został w sierpniu 1992 r. uznany za inwalidę I grupy całkowicie niezdolnego do pracy i wymagającego opieki innych osób. Po kilkumiesięcznym okresie bardzo intensywnej rehabilitacji stan zdrowia pozwanego poprawił się na tyle, że w 1993 r. został zaliczony do II grupy inwalidzkiej, co umożliwiło mu wykonywanie pracy w ograniczonym zakresie.

W okresie ciężkiej choroby pozwanego, a następnie jego rehabilitacji powódka opiekowała się nim w sposób jak najbardziej ofiarny, zapewniła mu też najlepsze leczenie i rehabilitację, jakie były możliwe, nie szczędząc środków na opłacanie m.in. tzw. prywatnych zabiegów rehabilitacyjnych.

 

Równocześnie musiała zajmować się domem i dziećmi, a także działalnością zawodową, z czego czerpała środki na pokrycie znacznie zwiększonych wydatków rodzinnych.

Sam pozwany przyznał w procesie, że powódka „zrobiła dużo, aby stanął na nogi jego ojciec zaś, przesłuchany jako świadek, zeznał, że synowa zaczęła wyjeżdżać dopiero wówczas, gdy syn (pozwany) doszedł do zdrowia po wypadku.

Począwszy od września 1993 r. u pozwanego pojawiły się agresywne reakcje, nadpobudliwość na przemian z apatią i zachowania awanturnicze.

Dochodziło do awantur z wyzwiskami i rękoczynami wobec powódki, jak również niszczeniem mebli w sposób zagrażający bezpieczeństwu osobistemu powódki (duszenie, bicie, kopanie, rzucenie w nią stołem ze szklanym blatem).

Awantury pozwany wszczynał w obecności dzieci, a nawet osób postronnych, gdyż jak sam to określał, „ma okresy, kiedy nie może panować nad swoimi nerwami„.

W związku z zawodowymi wyjazdami powódki pozwany zaczął ją też podejrzewać o niewierność i zarzucał jej zdrady małżeńskie, co zaostrzało konflikty i stawało się przyczyną dalszych awantur. W ich toku dzieci uciekały z domu.

W takich okolicznościach powódka podjęła decyzję o odejściu od pozwanego wraz z dziećmi.

Po umieszczeniu pozwanego w sanatorium w sierpniu 1994 r. powódka zabrała dzieci, rzeczy osobiste i meble dziecinne i przeniosła się do P., gdzie zamieszkała w wynajętym mieszkaniu.

Od tego czasu dzieci pozostawały pod pieczą i na utrzymaniu matki, uczyły się dobrze i nie sprawiały kłopotów wychowawczych. Z matką są silnie związane uczuciowo, nie tęsknią do ojca, w środowisku swoim czują się dobrze.

Przeprowadzony w procesie dowód z opinii biegłego neurologa dał podstawy do ustalenia przez sąd, że pozwany w następstwie doznanego urazu głowy cierpi na zespół psychoorganiczny pourazowy, który może się przejawiać bólami i zawrotami głowy, osłabieniem pamięci świeżej, okresami apatii na przemian z okresami pobudzenia i agresywnych reakcji.

Przebyty uraz głowy w pewnym sensie usprawiedliwia agresywne zachowania pozwanego, ale nie da się rozgraniczyć ich od zachowań spowodowanych konfliktową sytuacją rodzinną. Leczenie farmakologiczne może wyciszać objawy nadpobudliwości, jednakże rokowania co do wyleczenia są „co najmniej niepewne”.

Całość tych ustaleń dała sądowi podstawę do uznania, że pozwany nie ponosi winy rozkładu pożycia małżeńskiego, jego agresywne reakcje bowiem są następstwem doznanego urazu głowy, winę tę natomiast ponosi pozwana, która opuściła męża w trudnej dla niego sytuacji, naruszając przez to podstawowe obowiązki małżeńskie (art. 23 k.r.o.), a w szczególności obowiązek wzajemnej pomocy.

To porzucenie współmałżonka stało się ostateczną przyczyną zupełnego i trwałego rozkładu pożycia małżeńskiego stron.

Apelacja powódki, wniesiona od powyższego wyroku, dotyczyła orzeczenia o winie, powódka wnosiła bowiem o uznanie, że winny rozkładu pożycia jest pozwany.

Porzucenie małżonka prowadzi do ustalenia winy w rozkładzie małżeństwa

Sąd Apelacyjny nie uwzględnił apelacji i oddalił ją, podzielając stanowisko Sądu Wojewódzkiego w przedmiocie winy.

Wskazał dodatkowo, że pozwany nie chciał brać silnych leków uspokajających, ponieważ ograniczałoby to jego możliwości prowadzenia samochodu, nie kontynuował zatem zalecanego leczenia farmakologicznego.

Zdaniem tego sądu, powódka nie wykazała, że podejmowała jakieś kroki, aby nakłonić pozwanego do zażywania tych leków.

Sąd podkreślił także, że stan zdrowia pozwanego po pomyślnej rehabilitacji pozwala mu na samodzielne życie i dorabianie do renty inwalidzkiej pracą zawodową.

Zdaniem tego sądu, fakt, że porzucając męża powódka wybrała miejscowość położoną w znacznej odległości od miejsca zamieszkania stron – świadczy o tym, iż celem powódki było nie tylko uchronienie się od agresywności męża, ale pozostawienie go samemu sobie i rozpoczęcie samodzielnego życia z samymi tylko dziećmi.

Opuszczenie małżonka nie zawsze będzie stanowić o winie w rozkładzie małżeństwa

Sąd Najwyższy zważył, co następuje:

W rozstrzyganej sprawie, w analizie winy powódki musi zostać uwzględniony, po pierwsze, fakt, że na jej decyzji o opuszczeniu męża zaważył w znacznym stopniu wzgląd na dobro dzieci.

Powódka, będąca z wykształcenia pedagogiem i silnie związana uczuciowo z dziećmi, musiała postrzegać w sposób szczególnie dotkliwe zagrożenia, jakie wynikały z awantur wywoływanych przez pozwanego.

Z zeznań świadków wynika, że powódka skarżyła się nie tylko na swoje osobiste cierpienia, związane z agresywnym zachowaniem męża, ale wyrażała też najwyższe obawy o losy dzieci.

Fakt, że po zabraniu dzieci zapewniła im prawidłowe pod każdym względem warunki normalnego rozwoju, potwierdza trafność jej decyzji ocenianej z punktu widzenia dobra dzieci.

Ten punkt widzenia nie może być pomijany w ocenie jej postępowania, skoro była przecież nie tylko żoną, ale i matką.

Po drugie, uwzględnić trzeba – na dobro powódki – również fakt, że w pierwszym okresie po wypadku męża nie szczędziła sił, starań ani środków, ażeby zapewnić mu najlepszą opiekę i zabiegi rehabilitacyjne, co pozwoliło na znaczne polepszenie jego stanu zdrowia.

Zamiast jednak wdzięczności i uznania ze strony męża – spotykały ją ciągłe awantury, wybuchy złości, zarzuty i bezpodstawne podejrzenia.

Musiało to powodować rozgoryczenie i poczucie krzywdy – niezależnie od tego, że powódka wiedziała, iż zasadniczą przyczyną agresywnych reakcji pozwanego był uraz głowy.

Osłabnięcie więzi duchowej z mężem stało się w tych warunkach normalną, ludzką reakcją na kilkumiesięczny stres, zmęczenie, strach – i faktu tego także nie można pomijać przy ocenie, w jakim stopniu jej decyzja opuszczenia męża była naganna.

Zwrócić trzeba przy tym uwagę, że decyzję tę powódka podjęła dopiero po poprawieniu się stanu zdrowia pozwanego, nie zostawiła go zatem w okresie, kiedy najbardziej potrzebował jej opieki i pomocy.

Po trzecie wreszcie, nie można wymagać, ażeby kobieta, której zdrowie, a może i życie było w nieustannym zagrożeniu przez nie dające się przewidzieć niekontrolowane wybuchy agresji fizycznej ze strony męża, nie opuściła wspólnego z nim mieszkania – pod groźbą obarczenia jej winą rozkładu pożycia.

Każdy ma prawo do bezpieczeństwa osobistego w swoim domu (i bezpieczeństwa swoich małoletnich dzieci), a w razie jego poważnego zagrożenia ze strony współmałżonka może podjąć kroki mające bezpośrednio na celu wyeliminowanie niebezpieczeństwa, w tym także przez opuszczenie wspólnego domu.

Taka reakcja może być uznana za usprawiedliwioną i nie można jej oceniać w oderwaniu od przyczyn.

Opuszczenie małżonka, jeśli jest uzasadnione obawą o własne zdrowie i życie (a także o bezpieczeństwo małoletnich dzieci), nie powinno być uznawane za postępowanie naganne wobec współmałżonka w sytuacji, kiedy to on właśnie jest źródłem zagrożeń i kiedy zarazem nie istnieją realne szanse na poprawę – w rozumieniu ustania zagrożeń.

W razie, gdy przyczyną opuszczenia współmałżonka jest płynące od niego zagrożenie bezpieczeństwa osobistego, dla moralnej oceny tego postępku nie ma przy tym rozstrzygającego znaczenia okoliczność, że agresywne zachowania współmałżonka były przez niego niezawinione, decydujące bowiem znaczenie trzeba przyznać uzasadnionemu lękowi po stronie tego, kto jest ofiarą agresji.

Opracowano na podstawie wyroku SN z dnia 5 grudnia 1997 r. (I CKN 597/97)

Napisz komentarz

Zarządzaj plikami cookies